Po drugiej stronie Maski – wywiad z Beatą Kubiak Ho-Chi

Wyznanie maski to prozatorski debiut Yukio Mishimy z 1949 roku, który umożliwił młodemu autorowi już na początku kariery wstęp do grona wielkich pisarzy powojennej Japonii. Pierwsze fragmenty tego utworu w przekładzie na język polski, autorstwa Beaty Kubiak Ho-Chi, zostały opublikowane w magazynie „Literatura na świecie” w 2003 roku i mogłoby się wydawać, że to jasny sygnał, iż wkrótce na księgarniane półki trafi pełne dzieło. Musiało jednak minąć kilka lat, nim tłumaczka ponownie pochyliła się nad Wyznaniem, a efekt końcowy poznamy już za dwa tygodnie. W związku z nadchodzącą premierą książki pani Beata Kubiak Ho-Chi zgodziła się udzielić nam krótkiego wywiadu.

AC: Zacznijmy zatem od, zdawałoby się trywialnej, kwestii – „wyznanie”, czy może jednak „wyznania”?

BKHC: To jest coś, co zostawiłam sobie na rozmowy z czytelnikami.  Nie chciałam wyjaśniać w posłowiu, żeby nie powiedzieć wszystkiego, choć naprowadzam w nim na takie właśnie myślenie o tej powieści. Jak Pani zapewne wie, język japoński nie ma liczby pojedynczej i mnogiej ani rodzajów, które byłyby jasno wyrażone, co daje pewną dowolność w tłumaczeniu. W Polsce znane jest przede wszystkim angielskie tłumaczenie sprzed ponad pół wieku, w którym tłumacz (dobrze znający język, lecz nie będący specjalistą w dziedzinie literatury japońskiej) wybrał liczbę mnogą do przetłumaczenia słowa kokuhaku (wyznanie/ wyznania). Równie dobrze mógł przetłumaczyć tytuł, jako Wyznania masek. Tak też nie byłoby oczywiście dobrze. Nie chcę powiedzieć, że „wyznania” jest niepoprawnie, ale że „wyznanie” jest trafniejsze i mocniejsze. Ma większą wagę, większą moc. Dla mnie (i dla samego Mishimy, co potwierdzają jego notatki do tego utworu) powieść ta była tym, co po polsku najlepiej oddaje słowo WYZNANIE, na które składały się starannie wyselekcjonowane i odpowiednio ubrane w słowa wspomnienia. Te wspomnienia to nie „wyznania” – jak potraktował je Meredith Weatherby w swoim tłumaczeniu, które się świetnie czyta, lecz do którego mam jednak sporo zastrzeżeń. Te wspomnienia to komponenty wyznania. A co wyznaje bohater, to już inna sprawa.

AC: W wywiadzie z Pawłem Orłem zatytułowanym „O dziecku chorym na śmierć” („Elewator” nr 4/2015) przyznała Pani, że badanie Mishimy i jego twórczości jest Pani bliższe niż tłumaczenia, cytuję: „Ja natomiast bardzo mało przetłumaczyłam, tylko fragmenty, żadnej całości. I tak się też złożyło, że żadne wydawnictwo nie poprosiło mnie o to. Gdyby jednak to zrobiło, powiedziałabym, żeby zwrócili się do Henryka Lipszyca, bo on to robi najlepiej. Natomiast z pewnością walczyłabym bardzo o tłumaczenie Wyznania maski. Co w takim razie ostatecznie skłoniło Panią do podjęcia wyzwania?

BKHC: To nie wyzwanie tłumaczeniowe, ponieważ tłumaczyłam wcześniej duże fragmenty Wyznania („Literatura na świecie”, „Elewator”) oraz innych utworów, m.in. Wprowadzenie do Hagakure Mishimy (antologia Estetyka japońska pod red. Krystyny Wilkoszewskiej), opowiadanie Yamady Eimi Dziecko u schyłku życia. W rozmowie z Pawłem Orłem trochę kokietowałam. Chodzi bardziej o to, że jako naukowiec nie mam dużo czasu na zajmowanie się przekładem, który jest rzeczą fantastyczną, lecz przy tym bardzo czasochłonną. Muszę więc bardzo ograniczyć czytanie, badanie, pisanie artykułów, przygotowywanie wykładów, udział w konferencjach, żeby móc tłumaczyć. Jednak dla Wyznania maski zrobiłabym to w każdej chwili i tak się właśnie stało. Jest to powieść, która mną wstrząsnęła, gdy czytałam ją w wieku 24 lat – dokładnie tyle lat miał Mishima, gdy pisał Wyznanie. Inicjatorem projektu był Paweł Orzeł z Państwowego Instytutu Wydawniczego i gdyby nie on, zapewne nie zabrałabym się za tłumaczenie całości. Ale dało mi to, po całych miesiącach męczarni, taką satysfakcję, że zaczynam myśleć o przetłumaczeniu czegoś innego. Nie Mishimy. A przy tym jestem zbudowana PIW-owskim systemem pracy nad tłumaczeniem. To praca naprawdę zespołowa. Aż się chce tłumaczyć.

Henryk Lipszyc jest natomiast wyśmienitym tłumaczem nie tylko Mishimy, ale w ogóle literatury japońskiej. Również jest dla mnie wzorem etyki tłumaczeniowej, a mishimowe Umiłowanie ojczyzny w jego tłumaczeniu jest dla mnie wzorem przekładu. Dlatego wszystkich odsyłam z zasady z tłumaczeniem do niego.

AC: No właśnie – przygotowując się do pełnego tłumaczenia miała już Pani pod ręką częściowo gotowy materiał. Czy pomogło to w dalszych pracach nad tekstem, a może wręcz przeciwnie? Z własnego doświadczenia mogę stwierdzić, że nieraz trudno jest na nowo przeredagować myśli już raz przelane na papier.

BKHC: Te fragmenty, które już były wcześniej tłumaczone, przeszły całą obróbkę redaktorską, przed opublikowaniem w czasopismach, więc teoretycznie nie musiały być tłumaczone na nowo. Ale z Barbarą Słomką, japonistką i tłumaczką, która przy Wyznaniu pełniła funkcję redaktorki, zmieniłyśmy kilka miejsc. Taka współpraca z redaktorem znającym język oryginału to dla tłumacza rzecz bezcenna i o ile mi wiadomo, taką praktykę stosują tylko PIW i nowo powstała księgarnia kuratorska Tajfuny. Mishimowskie zdania są najczęściej złożone wielokrotnie podrzędnie, japoński jest przy tym językiem operującym krańcowo różną składnią od polskiej, np. orzeczenie jest na końcu zdania. Gdy doda się do tego zawikłanie myśli bohatera starającego się rozplątać zagadkę własnej tożsamości, to tłumacz nie raz zachodzi w głowę „o co mu tutaj tak naprawdę chodzi”? A kiedy już wie, że wie, to musi stworzyć takie zdanie, żeby stylistycznie było dobre. Słowo Mishimy jest piękne, i w ogóle piękno w jego literaturze jest wartością nadrzędną. Więc trzeba stworzyć takie zdanie, które będzie piękne. Ja mam taką przypadłość, że nie potrafię odpuścić, więc ślęczałam czasami nad przekładem jednego zdania cały dzień. Czas ucieka, a według planu minimum powinnam zrobić jedną stronę dziennie. Były też takie zdania, które leżały odłożone przez kilka dni, a nawet miesięcy i gdzieś w środku dnia, a czasem w środku nocy przychodził pomysł czy właściwe słowo. Zapisywałam wtedy na ogół w notatkach w komórce. To piękne mishimowskie słowo sprawia, że można by Wyznanie maski tłumaczyć latami, cyzelując każde zdanie. Moim założeniem było również tłumaczenie pozostające blisko tekstu oryginału, na tyle, oczywiście, na ile to było możliwe. Nie upiększałam więc, ani nie dodawałam fragmentów opisowych, które wyjaśniłyby to, co sama narracja japońska tak jednoznacznie nie wyjaśniała. Grzechem tłumaczenia angielskiego tej powieści są takie właśnie, czasami całkiem długie dopisywane fragmenty. Albo unikanie tłumaczenia tego, co się wydaje niepotrzebne, za długie. Tak się współcześnie nie tłumaczy.

Z przeredagowywaniem nie mam problemu. Warunkiem jest, by jego celem było stworzenie czegoś lepszego, piękniejszego, lepiej oddającego myśl. Inna sprawa, że trzeba też umieć odpuścić i pozwolić tekstowi zaistnieć w określonej formie. Ale i tak nie otwieram swojego egzemplarza Wyznania z obawy, że znajdę coś, co powinno zostać koniecznie zmienione. Przy innych tłumaczeniach tak nie miałam. Przy tym czuję ogromne zobowiązanie. I wobec Mishimy, i wobec wydawcy, i wobec czytelników, gdyż wiem, jak wiele osób czeka na tę właśnie powieść. Nie raz otrzymywałam zapytania z bliższego i dalszego otoczenia „Kiedy wreszcie całość będzie przetłumaczona?”.

AC: Można powiedzieć, że to pytanie w pełni uzasadnione. Wprawdzie co pewien czas pojawiały się tłumaczenia utworów Mishimy, ale były to albo krótkie opowiadania, albo dramaty, jednak na powieść formatu Złotej pagody polscy czytelnicy musieli czekać przeszło 20 lat. Sukces, jaki Wyznanie maski przyniosło Mishimie, to efekt kunsztu literackiego w połączeniu z kontrowersyjną tematyką, która przełamywała społeczne normy powojennej Japonii. Czym zatem może urzec Wyznanie współczesnego czytelnika, który żyje w zupełnie innej rzeczywistości społeczno-kulturowej niż pierwotny odbiorca tej powieści?

BKHC: Według mnie rzeczywistość społeczno-kulturowa, przestrzeń i czas nie mają znaczenia. Bohaterem jest młody człowiek, który dojrzewa, dorasta i okrutnie cierpi. Szuka prawdy o sobie i próbuje wpisać swoje uczucia i zachowania w ogólnie przyjęte normy społeczne. Chce być kochanym i kochać w taki sposób, jak to jest powszechnie akceptowane. Jest to więc powieść dla wszystkich, którzy siebie szukają. A szczególnie dla tych, dla których własna seksualność nie jest sprawą oczywistą. Może dzięki Wyznaniu maski poczują się mniej samotni? Może nauczą się unikać tego, co dla nich destrukcyjne? Zrozumieją, że są jednymi spośród wielu ludzi, którzy czują podobnie jak oni? A to wszystko po przeczytaniu powieści, w której myśl została wyrażona w pięknym słowie. Wyznanie maski to prawdziwa literatura piękna. Poza tym jest to powieść, w której Mishima, człowiek o wielu twarzach, późniejszy autorytet w wielu dziedzinach, dał wyraz swoim prawdziwym uczuciom. Nieczęsto mamy poprzez fikcję, jaką jest powieść, dostęp do serca pisarza, do tego, co dla niego najbardziej intymne. Można powiedzieć, że po napisaniu Wyznania maski Mishima zamknął swoje serce w okowach formy, jaką stało się dla niego słowo pisane. Tutaj, nawet jeśli zakłada maskę (a może dzięki temu), urzeka szczerością. A jeśli szczerość to współcześnie mało popularne słowo, to może inaczej – urzeka tym, jak bardzo obdarza czytelnika tej powieści swoim zaufaniem.

AC: I już ostatnie pytanie na koniec. Wyznanie maski to ewidentnie Pani faworyt wśród dzieł Mishimy, ale gdyby wydawnictwo spytało, jaki kolejny tytuł tego pisarza warto wydać, co by im Pani rekomendowała?

BKHC: Jestem zdecydowanie fanką odkrywania Mishimy w Mishimie. Poleciłabym więc jego esej z 1968 roku Taiyō to tetsu (Słońce i stal), w którym pięknie pisze o swoim stosunku do ciała i ducha, pióra i miecza, życia i śmierci. Mieści się to wszystko w jednym haśle bunbu ryōdō, czyli „wspólna droga pióra i miecza/ literatury i wojownika”. Esej ten jest już świadectwem czasów, w których Mishima zdecydowanie opowiedział się za działaniem, a nie za pisaniem (choć to właśnie wtedy powstało opus magnum jego życia – tetralogia Hōjō no umi (Morze  Obfitości)) i był na swojej drodze do ostatecznego czynu, jakim stało się seppuku. To niewielka książeczka i stojąca na drugim biegunie Wyznania maski, ale napisana pięknym językiem. I równie, jak Wyznanie prawdziwa.

Drugim utworem jest wspomniany czteroksiąg Hōjō no umi, którego ostatni tom Mishima oddał wydawnictwu w przededniu swojej śmierci. To naprawdę wielka i ważna rzecz.

A skoro już marzymy, to z chęcią zobaczyłabym na naszych półkach, bo bardzo jestem ciekawa jej polskiego brzmienia, powieść Kinjiki (Zakazane barwy/ Zakazane miłości) z 1951 roku. To utwór jawnie przynależny literaturze homoseksualnej. Prowadzi też do skojarzeń z twórcą ankoku butō, Hijikatą Tatsumim, który w 1959 roku zaadaptował tę powieść w sposób nadzwyczaj prowokatorski i przedstawił w konwencji butō.


Wywiad został przeprowadzony przez Agatę Czapkowską drogą e-mailową w dniu 13 kwietnia 2019 roku.