Delfiny nie mogą czytać Murakamiego. Recenzja książki „Śmierć Komandora. Tom 2. Metafora się zmienia”

Czy Murakami w drugim tomie swojej powieści pochwyci ideę? Czy jego bohater odnajdzie swoją ścieżkę? Czy pojawienie się Marie zmieni cokolwiek w jego zwyczajnej-niezwyczajnej egzystencji? Z tego typu pytaniami zostawia Murakami swojego czytelnika w przerwie pomiędzy dwoma tomami powieści Śmierć Komandora. Ta przerwa jest potrzebna. To takie japońskie ma, które oddaje pustkę pomiędzy obiektami lub zdarzeniami, moment pomiędzy działaniem i nie-działaniem, kiedy następne wydarzenia dopiero dojrzewają i szykują się do zaistnienia. Ta przestrzeń jest potrzebna dla oddechu i zebrania sił przed drugim tomem, który miał być nie tylko rozwinięciem historii bohatera, ale także podsumowaniem tomu pierwszego.

Sęk w tym, że drugi tom podsumowaniem nie jest. Okazuje się, że główny bezimienny bohater nie ma własnej historii. Jego istnienie to odbicie w fałszywym zwierciadle elementów życia Menshikiego, Marie, Shōko czy mistrza Amady. Zatem rozwinięcie opowieści jest jak dokrętka drugiego sezonu popularnego, choć niezbyt górnolotnego serialu – trzeba go skończyć, nie tracąc wątków oraz uwagi odbiorcy, a zakończenie niekoniecznie musi być obarczone znaczeniem. Nurtuje mnie pytanie w jakim celu autor uparcie ciągnie nudnawy wątek sztampowego murakamiowskiego bohatera, zamiast skupić się na tajemniczych losach Menshikiego czy samej Marie. Zajrzałam do wcześniejszych powieści autora – Norwegian Wood i Przygoda z owcą nie wykazywały jeszcze symptomów zjawiska, które roboczo nazwę „sztywną kodyfikacją bohatera”, a które odbiera późniejszym powieściom wiele wartości literackich. Dlaczego zatem pisarz od ponad dwudziestu lat powiela swoje wcześniejsze dokonania?

H. Murakami, Śmierć Komandora. Metafora się zmienia, wyd. Muza S.A.

Żeby pojąć zamysł twórczy Murakamiego starałam się podążać szlakiem wskazówek w narracji powieści. Są one, jak można się spodziewać po stylu myślenia pisarza, poplątane. Mamy więc próbę ukazania głębszego wymiaru świata i życia, jakie w nim pędzimy. Tę rolę autor często powierza Menshikiemu, który mówi na przykład o swoim portrecie „Chodzi mi o to, że nie jest to tak zwany «wizerunek», a obraz pokazujący coś, co jest w moim wnętrzu” (str. 29). Główny bohater ma za zadanie odnaleźć ścieżkę swojego życia. Miota się pomiędzy schizofrenicznym poczuciem bycia nikim niezwykłym: „Wszystko ciągle rozgrywało się daleko ode mnie i bez związku ze mną” (str. 341), „Mnie takie rzeczy specjalnie nie interesowały. Jadłem i piłem to, co akurat było pod ręką” (str. 146), a jednocześnie ma poczucie wyjątkowości swojej osoby dochodząc do konkluzji: „Normalny człowiek czytałby teraz poranne wydanie gazety, ale ja nie prenumerowałem gazet. Dlatego pijąc kawę, patrzyłem na wspaniałą wierzbę za oknem i rozmyślałem. […] Kiedy tak nad tym rozmyślałem, stopniowo nawet sam sobie samemu zacząłem się wydawać człowiekiem bez znaczenia” (str. 162) czy „A może to ja, malując, zapisuję pewną historię. Tak mi się wydawało. Czy ktoś zlecił mi tę rolę kronikarza albo dał mi prawo do zapisywania? A jeśli tak, to kim był ten ktoś? I dlaczego właśnie ja zostałem wybrany?” (str. 142). Donna Anna ma natomiast bronić świata metafor, a do tego ideałów zapewne, kiedy wyjaśnia: „Wszystko, co widzimy, jest rezultatem relacji. Światło tutaj jest metaforą cienia, a cienie są metaforą światła. Myślę, że pan o tym wie” (str. 325) i dalej „Trzeba trzymać umysł na wodzy, nie puszczać wolno. Jak mu pan pozwoli, żeby był chwiejny, pożrą go podwójne metafory” (str. 329). W końcu Komandor – pokrętna personifikacja idei idei. Trzeba się naprawdę nagimnastykować, żeby połączyć postać Komandora, która ma ucieleśniać ideę, z doklejonym na końcu pierwszego tomu rozdziałem o Treblince… Komandor przed śmiercią wyjaśnia: „Jak wiecie panowie, świat ludzki składa się z trzech elementów: czasu, przestrzeni i prawdopodobieństwa. Idee muszą być niezależne od tych trzech elementów. Dlatego nie mogę mieć z nimi nic wspólnego” (str. 223), „Idea nie może istnieć bez uświadomienia jej sobie przez Innego, a jednocześnie to uświadomienie staje się źródłem energii umożliwiającym jej istnienie” (str. 103). W tym świetle kluczowe staje się pytanie głównego bohatera: „Czy cały świat się zmieni przez to, że zabiję jedną ideę?” i odpowiedź Komandora: „Pewnie się zmieni” (str. 271).

Murakami napisał kolejną książkę o życiu. Ale, że życie jest banalne, starał się ją pogłębić wprowadzając niezwykłe alter ego, historię, elementy duchowości. Chciał ukazać metafizyczny proces przemiany bohatera w człowieka świadomego swojej egzystencji. W sumie to samo, co w poprzednich powieściach… Czy podobieństwo do Kroniki ptaka nakręcacza było zamierzone? Jeśli tak, to w Śmierci Komandora brakuje magii i elementów sacrum, które broniłyby powielania konstrukcji, a stwierdzenia typu: „Rzeczywistość miała formę rzeki, ale jedynie na rzekę wyglądała” (str. 307) czy „To, co jest na drugim brzegu, zależy od tego, czego kto szuka” (str. 311) brzmią odtwórczo i naiwnie. Powieść w toku nadmiarowej narracji traci potencjał przedstawienia ciekawej opowieści człowieka dojrzewającego do życia w prawdziwym, pozbawionym złudzeń, magii, tajemnic, a do tego często okrutnym, złym i cynicznym świecie. Bohater Murakamiego w końcu przebudził się do życia w realu. Zabija idee, odrzuca mętne metafory i nierealny świat i dojrzewa do prawdziwe zwyczajnej egzystencji…

Ale mówił pan, że nie będzie już malował portretów zarobkowo?
Nieco zmieniłem sposób myślenia – odparłem.

Czy autor też?

W poprzedniej książce Zawód-powieściopisarz Murakami podkreślał, że tworzy powieści zawodowo. Porównywał pisanie do biegania w maratonach. Czy jednak przekonanie, że jeśli, podobnie jak w bieganiu, w pisaniu także wyrobi się „swoją” technikę, to będzie to zawsze działać na korzyść?

Wielbiciele prozy Murakamiego zachwycą się tą książką programowo. Bo przecież chodzi o wyznaczniki indywidualnego stylu autora – jak zawsze pisze po swojemu. Oba tomy Śmierci Komandora czyta się płynnie, choć miejscami pseudointelektualne wywody o ideach i metaforach mogą być trudne do zrozumienia. Nawet gdy się ma doktorat z literatury. Ale przecież chodzi o opowieść. I tu na Murakamiego można liczyć. Komponuje ją ze stałych, ale chwytliwych elementów w taki sposób, że każdy odbiorca może w książce odnaleźć refleksy swojego codziennego życia. Do tego podkręca atmosferę dorzucając treść rodzajem z magazynów kobiecych taką jak: przepisy kulinarne, rady, jak się dobrze ubrać i jak umiejętnie uprawiać seks… Czy czytelnik, kończąc powieść westchnie z ulgą czy z żalu, że się skończyła? Czy zachwyci się posplataną konstrukcją powieści czy chybotliwością charakterów postaci? Czy dostrzeże głębię obrazu, czy potknie się o metaforę podwójnej metafory? Jak przy okazji publikacji każdej nowej powieści, opinie czytelników będą podzielone. Na wszelki wypadek autor założył na tę powieść blokadę zabezpieczającą przed malkontentami: caveat empto („niech kupujący się strzeże”).

Monika Szyszka


Tytuł: Śmierć Komandora. Tom 2. Metafora się zmienia
Tytuł oryg.: Kishidanchō goroshi (騎士団長殺し)
Autor: Haruki Murakami
Tłumacz: Anna Zielińska-Elliott
Wydawca: Muza S.A.
Data wydania: listopad 2018 r.
ISBN: 978-83-287-1091-7