Katalog(i) wiedzy i doświadczeń, czyli o „Zapiskach spod wezgłowia” Sei Shōnagon

Większość znawców i miłośników japońskiej kultury dworskiej postrzega okres Heian (794–1192) jako czas względnego spokoju społecznego i rozkwitu rodzimych tradycji. Źródła historyczne, jak i literatura piękna opisujące realia życia w okresie Heian ukazują przede wszystkim codzienność na dworze cesarskim i w rezydencjach wysoko urodzonych. Sami dworzanie i arystokraci jawią się natomiast jako miłośnicy wszelkich sztuk, którzy – hołdując sybaryckim nawykom – swoim obyciem, wyglądem, sposobem wyrażania się mieli uosabiać ideał dworskości, czyli miyabi.

Zdarzało się, że ten dość spójny obraz Japończyków, czyli de facto arystokracji z czasów poprzedzających bitwy Genpei, oceniano bardziej krytycznym okiem. To o elitach Heian James Murdoch, australijski orientalista, pisał na początku zeszłego wieku, że to „[…] wiecznie rozmnażające się plemię zachłannych, chciwych, płochych dyletantów – najczęściej obrzydliwie wyuzdanych, bezgranicznie zniewieściałych, niezdolnych do jakichkolwiek godziwych osiągnięć, a do tego ugładzonych szermierzy eleganckich manier i prawości ‘formy’. Tylko tu i ówdzie pojawia się jakiś bardziej wartościowy mąż, ale jeden sprawiedliwy jest bezsilny, gdy chodzi o zapobieżenie zagładzie intelektualnej Sodomy… Zaiste, pięknych wyczynów można było oczekiwać po tych rozpieszczonych faworytach i upudrowanych wierszokletach…”[1]. Czy faktycznie tak negatywny wizerunek arystokraty z Heian jest zgodny z prawdą? Świat dworskiego blichtru i koterii, intryg i rywalizacji, przesądów i plotek to rzeczywistość, którą nietrudno dostrzec za kotarą romantycznych spotkań i wytwornych ceremonii. Literatura dworska aż nadto uświadamia, że japońska arystokracja sprzed tysiąca lat to świat ludzi o różnych charakterach, pełnych wad i niedoskonałości. Nieliczni jednak autorzy byli skłonni pisać o tym wprost.

S. Shōnagon, Zapiski spod wezgłowia, czyli notatnik osobisty, Dialog.

Z całą pewnością można do takich zaliczyć Sei Shōnagon, twórczynię Makura no sōshi, którego pierwszy pełny przekład na język polski w tłumaczeniu Agnieszki Heuchert ukazał się w 2013 r. nakładem Wydawnictwa Akademickiego Dialog. Tytuł Zapiski spod wezgłowia, czyli notatnik osobisty koresponduje z wcześniejszymi jego wariantami, znanymi z fragmentarycznych przekładów, mianowicie Szkicami poduszkowymi (za Julianem A. Święcickim[2]), Notatnikiem osobistym w tłumaczeniu Wiesława Kotańskiego[3] oraz Zeszytami spod poduszki, czyli notatnikiem osobistym pani Sei Shōnagon w tłumaczeniu Agnieszki Żuławskiej-Umedy[4]. A jak podkreślono w najstarszym polskim opracowaniu literatury japońskiej, „[t]reść [tej] książki zupełnie usprawiedliwia jej tytuł: znać, że autorka, idąc spać, kładła pod poduszkę notatnik, żeby w nim zapisać wszystko, co się jej z dnia ubiegłego przypomni”[5]. Skoro chodziło o zapamiętanie na papierze zdarzeń i rzeczy, które minęły, dla wielu mogłoby się wydawać, że ów notatnik pełnił rolę memuaru. Byłoby to jednak daleko idące (i błędne) uproszczenie, gdyż w czasie, gdy Makura no sōshi powstawało (przełom X i XI wieku), pamiętnik (nikki) jako gatunek literacki był już ukształtowany i charakteryzował się inną kompozycją i stylem niż utwór Sei. W przypadku Makura no sōshi kluczowe jest słowo „wszystko”, gdyż podkreśla ono rozmaitość form wypowiedzi, jakimi posługiwała się autorka. Jej notatnik osobisty stanowi zatem nie tyle zapis przemyśleń i doświadczeń, a zbiór luźnych komentarzy, opowiastek, anegdot, opisów rzeczy i zjawisk oraz subiektywnych wyliczeń. Jest to właściwie dzieło bez formy[6], którego źródłem spójnej całości jest styl, jakim posługiwała się Sei Shōnagon[7] – pełen przenikliwych uwag, ciętego języka i subtelnego humoru. Makura no sōshi odróżniało się na tyle od ówczesnych dzienników lirycznych pisanych przez arystokratki, iż w rezultacie dało początek nowemu gatunkowi japońskiej prozy, zwanemu po japońsku zuihitsu (dosł. ‘podług pędzla’, ‘w ślad za pędzelkiem’), a któremu najbliżej jest do znanych w literaturze zachodniej silva rerum – sylw i szkiców.

Pochodząca z rodu Kiyohara dama Sei Shōnagon służyła na dworze cesarzowej Sadako (także Teishi), córki Fujiwary Michitaki i małżonki Ichijō. Pod skrzydłami swej pani rychło zyskała sławę jako znawczyni literatury, której inteligencja, wiedza, a nade wszystko błyskotliwość stały się obiektem podziwu jednych, a persyflażu lub otwartej antypatii drugich. Szczególnie jaskrawym przykładem dość chłodnego stosunku względem autorki Makura no sōshi jest znana opinia wyrażona przez Murasaki Shikibu – rywalkę Sei Shōnagon na niwie literackiej, dwórki z salonu Shōshi (drugiej małżonki Ichijō) i autorki arcydzieła literatury dworskiej, Genji monogatari (Opowieść o księciu Genji) – która w swoim dzienniku zanotowała następujący komentarz:

Sei Shōnagon to okropnie pyszna osoba. Myśli, że pozjadała wszystkie rozumy. Rozrzuca tu i tam swoje teksty pisane po chińsku, ale gdy dobrze się im przyjrzysz, wciąż pozostawiają wiele do życzenia. Tacy jak ona lubią wierzyć, że są wspanialsi od innych, a w rzeczywistości są od nich gorsi. Taka postawa wróży na przyszłość jedynie kłopoty i cierpienie. Bowiem wytworna i ceniąca się osoba, która wykazuje wrażliwość nawet w najmniej zrozumiałych chwilach oraz zwraca uwagę na wszelkie cudactwa, chcąc nie chcąc sama staje się niepoważna. Czy kres życia tak lekkomyślnej osoby może być pomyślny?[8]

Zapewne nie są to słowa zupełnie bezpodstawne, gdyż na kartach Makura no sōshi nietrudno znaleźć passusy ukazujące Sei jako osobę posiadającą wysokie mniemanie o sobie, która z politowaniem, niezrozumieniem, a czasem obrzydzeniem spoglądała na drugiego człowieka. W jej notatniku przeczytamy liczne uwagi i komentarze dotyczące wyglądu, zachowania, sposobu mówienia itd. mieszkańców, gości i służby pałacu cesarskiego, pielgrzymów czy bywalców dorocznych festiwali. O arystokratkach mówiła, że tylko te, które zakosztowały życia na dworze, mogą być prawdziwie szczęśliwe, a reszta jest godna pożałowania (s. 34)[9]. Odpychająco działał na nią widok mało urodziwej kobiety z gromadką dzieci (s. 201), jak i człowiek wątpliwej aparycji o złym charakterze – był dla niej czymś bezwartościowym, porównywalnym z… rozpuszczaniem krochmalu w wodzie (s. 186). Tego typu opinie aż nadto emanują poczuciem wyższości autorki, co współczesnego czytelnika może napawać co najmniej zdziwieniem, jeśli nie oburzeniem. Ale nie tylko wygląd niepasujący do utartych wzorców piękna był na cenzurowanym u Sei Shōnagon. Ludzie leciwi (ponoć nie można na nich liczyć, s. 215), a nade wszystko niżej urodzeni byli krytykowani w podobny sposób. Oczywiście Sei opisywała i oceniała całą rzeczywistość, która ją otaczała. W swoim notatniku niezwykle drobiazgowo wylicza zjawiska, obiekty, sytuacje, odczucia, przemyślenia itp., które poddaje takiemu czy innemu wartościowaniu. Na tle tego rodzaju silnie zsubiektywizowanych, najczęściej zdawkowych komentarzy i opinii znacznie bardziej wyważone jawią się szkice o charakterze dziennika/pamiętnika (tzw. nikkiteki danshō). To właśnie w nich dwórka cesarzowej Teishi staje się bardziej obserwatorką niż komentatorką. U boku cesarzowej, czasem w ukryciu za parawanem, ale zawsze lojalna i oddana swej pani, Shōnagon wprowadza czytelnika w arkana życia i służby w orszaku małżonki Ichijō, relacjonując sytuacje i wydarzenia, których była bezpośrednią uczestniczką lub wyłącznie świadkiem. I choć odbiorca może wyczytać między wersami rozmaite uwagi, które autorka czyni pod adresem konkretnych dworzan czy w konkretnych okolicznościach, jej pełen szacunku stosunek do Teishi był niezmienny. Małżonka Ichijō również ceniła Sei (s. 191), a czasem wręcz narzekała: „Jestem taka nieszczęśliwa, kiedy cię nie widzę” (s. 192). I choć trudno o wiarygodny opis rzeczywistego stosunku dworzan z otoczenia cesarzowej do autorki Makura no sōshi, którą nawet Ichijō postrzegał jako „niepospolitą osobę” (s. 120), z pewnością doceniano jej spostrzegawczość (s. 280) oraz ogromną wiedzę w zakresie literatury („potrafi rozpoznać pismo każdego człowieka na świecie” [s. 226], zna „wszystkie [chińskie] historie” [s. 213, 324]), czemu nie zaprzeczała nawet sama Murasaki Shikibu. Cenne są też autorefleksje, w których autorka wprost mówi swoich wadach. Otwarcie przyznaje, na przykład, że są sytuacje, kiedy najchętniej przyłożyłaby służącemu (s. 132). Z drugiej strony znajdziemy również wzmianki o lekko autoironicznym charakterze, jak choćby żarty na temat jej własnej (rzekomej) brzydoty (s. 76) czy pogardy dla plotek (s. 214), które w rzeczywistości uwielbiała, szczególnie te pikantniejsze (s. 198, 220). Przekład Agnieszki Heuchert oddaje klimat dworskiego życia w pełnej krasie, ukazując Sei Shōnagon zarówno od strony prywatnej, kiedy ta wylicza przeróżne rzeczy odwołujące się do natury i definiuje swoje emocje poprzez arbitralnie dobierane obrazy, jak również w sytuacjach oficjalnych, kiedy autorka, zawsze stojąc w cieniu swej pani, stawała się bierną, a innym razem aktywną bohaterką wydarzeń w pałacu Ichijō.

Nie sposób jednak pisać o przekładzie Makura no sōshi, nie wspominając o zabiegach translatorskich zastosowanych przez tłumaczkę, jak również o ewentualnych jego niedoskonałościach. W związku z tym, że mamy do czynienia z tekstem, który powstał tysiąc lat temu na gruncie odmiennej kultury, czytelnik już na samym początku powinien mieć świadomość, że pewne elementy opisujące rzeczywistość z tamtych czasów będą dla niego niezrozumiałe, co swoją drogą stanowi zawsze wyzwanie również dla samego tłumacza. Akurat w przypadku Zapisków spod wezgłowia zadbano o liczne przypisy, które w większości sytuacji rozwiewają wątpliwości a propos znaczenia konkretnych terminów, fraz czy niejasnych okoliczności danych wydarzeń. Jest to bardzo pomocne w płynnym odbiorze lektury, gdyż to czytelnik samodzielnie decyduje, czy chce się zapoznać z informacją na temat konkretnego zagadnienia czy nie. Wydaje się, że umieszczenie przypisów dolnych byłoby bardziej poręcznym rozwiązaniem niż komentarze na końcu tekstu, ale to już kwestia indywidualnej oceny. – Jeśli chodzi o warstwę leksykalną przekładu, warto zwrócić uwagę na niektóre polskie ekwiwalenty zaproponowane przez tłumaczkę, na przykład z zakresu tradycyjnej architektury japońskiej, której terminologia może niekiedy sprawiać sporo problemów. Szczególnie, gdy mówimy o pałacu cesarskim w Heiankyō – najczęściej opisywanym miejscu przez Sei Shōnagon. Ponieważ jego wewnętrzna struktura w małym stopniu przypominała pałace znane w kulturze europejskiej, wydaje się, że o wiele trafniej niż „pokój” (s. 15, 16, 27 ff) brzmi słowo „komnata” (s. 92)[10], wprost wskazujące na pomieszczenie dworskie. Z drugiej strony niełatwo znaleźć polskojęzyczny odpowiednik określający „pomieszczenie” wydzielone jedynie kotarami i parawanami, a służące właśnie za „komnatę”. Ambiwalentne wydaje się wzmiankowanie o otwieraniu i zamykaniu „drzwi” (s. 16, 27, 40, 93 ff), które w oryginale nazywane są shōji. Dla odbiorcy niewiedzącego, że chodzi tu o dającą się rozsuwać i zasuwać drewnianą kratownicę oklejoną papierem, czynność otwierania „drzwi” może być inaczej wyobrażana. Z lekka problematycznie mogą brzmieć też nazwy: „pałac Umetsubo” (s. 105), „pałac Koki” (s. 115), „pałac Seiryō” (s. 26, 126). Wszystkie wymienione „pałace” są w rzeczywistości wewnętrznymi budynkami w obrębie pałacu cesarskiego. Tak więc zastąpienie Umetsubo wyrażeniem ‘Pawilonik pod Śliwą’, a Seiryōden, na przykład, wyrażeniem ‘Pawilon Czystości i Orzeźwienia’ oddałoby w dokładniejszy sposób strukturę pałacowych zabudowań. Drugą grupę terminów stanowią określenia osób związanych w dworem. Nie chciałbym usilnie przekonywać, że zastosowane przez tłumaczkę ekwiwalenty są nietrafione, jednak w moim odczuciu mamy do czynienia z pewnego rodzaju kontrastem archaicznych i współczesnych określeń zawodowych i funkcji społecznych, co miejscami wydaje się dość odważnym posunięciem. Obok „paziów”, „piastunek”, „koniuszego” i innych bywalców dworu można więc spotkać „dżentelmentów” (s. 74, 81, 91 ff) (oryg. onoko), „żołnierzy” (s. 9) (oryg. toneri) oraz „fryzjerki” (s. 150). W przypadku „żołnierzy” stosowniejsze byłoby określenie ‘gwardziści’ [11] lub ‘straż przyboczna’, natomiast służki zajmujące się czesaniem i pielęgnacją włosów (oryg. migushiage) można byłoby przetłumaczyć jako ‘układaczki włosów’ – tak ten zawód określano już w starożytności. O ile jednak decyzja o tym, czy np. termin toneri oddać po polsku jako ‘żołnierz’ czy ‘gwardzista’ to kwestia wyczucia językowego tłumacza, o tyle przekład wynikający z niewłaściwego zrozumienia oryginalnej treści prowadzi do jej wypaczenia. W omawianym tłumaczeniu znajdziemy raptem kilka, naprawdę drobnych uchybień tej natury, jak w wypadku frazy „zasłony z bodiaku” (s. 138), gdzie opacznie rozpoznano gatunek rośliny znanej pod japońską nazwą mikuri. Bodiak to regionalna nazwa ostu, z którego nie da się wyplatać zasłon. Faktycznie chodzi o jeżogłówkę, rodzaj pałki wodnej, której liście powszechnie używane są do wyrobu mat i plecionek. Nieścisłością jest także wyrażenie „psi strażnicy” (s. 164). Oryginalny termin inufusegi nie oznacza psich figur, oddzielających przestrzeń sacrum od profanum (jak czytamy w przypisie 201), a ochronę przed psami na terenie świątyń i rezydencji w postaci niskiego płotka, czasem kratownicy. Odnotować należałoby także zapis toponimu „Uzemasa” (s. 268), który poprawnie powinien brzmieć Uzumasa. Tutaj zapewne wkradła się literówka, choć istotnie modyfikująca nazwę najstarszej świątyni buddyjskiej w Kioto! – W tłumaczeniu zdarzają się także pojedyncze niedopatrzenia i opuszczenia. Na stronie 132 czytamy, że jedną z irytujących sytuacji dla Sei Shōnagon było to, że „na [jej] pole obsiane koniczyną lub miskantem przychodzi[ł] jakiś obcy człowiek z wielkim koszem i zaczyna[ł] zrywać rośliny” (s. 132). Oryginał mówi jednak o sadzeniu i wykopywaniu roślin… przy pomocy szpadla (suki), o czym w przekładzie nie wspomniano. Kiedy autorka szkiców wylicza szaty spodnie (shitagasane), nie pisze wyłącznie o tym, że zimą najlepsze są szaty „azaliowe”, jak sugerowałby przekład (s. 291). Oprócz „azaliowych” Sei wyszczególnia m.in. również szaty z „szkarłatną podszewką”, a także najodpowiedniejsze szaty spodnie na lato. – Od strony językowej chciałbym zwrócić na dwie rzeczy. Pierwsza dotyczy braku deklinacji imion i nazwisk japońskich. W moim odczuciu antroponimy dające się swobodnie odmieniać przez przypadki powinny być deklinowane, gdyż wówczas brzmią bardziej naturalnie dla polskiego odbiorcy tekstu. Druga kwestia wiąże się z warstwą stylistyczną utworu. Widać, że tłumaczka bardzo dobrze poradziła sobie z językiem Sei Shōnagon, gdyż czytelnik jest w stanie zrozumieć występujący tu i ówdzie humor sytuacyjny, grę słów czy wymianę poetyckich aluzji. Interesujące rozwiązanie translatorskie w tym zakresie odnajdujemy we fragmencie poświęconym błędom w mówieniu. Autorka wylicza przykłady niepoprawnie używanych słów, które w jej oczach są oznaką dziwactwa i prostactwa (s. 291). W tłumaczeniu odwzorowano polskie warianty tych nieprawidłowych form słów i „dziwacznych zwrotów”, dzięki czemu czytelnik w pełni rozumie oburzenie Sei, która przekonuje go, że „ludzie powinni zwracać uwagę na to, czy mówią dobrze czy źle” (ibid.).

Przekład Agnieszki Heuchert, pomimo kilku zasygnalizowanych – w gruncie rzeczy drobnych – niedociągnięć, to udane tłumaczenie, które czyta się z przyjemnością. I choć dzieło Sei Shōnagon nie jest wciągającym kryminałem czy romantyczną powieścią, od której trudno się oderwać, nie można przejść obok niego obojętnie. O jego wielkim walorze nie świadczy bowiem tylko różnorodność treści, ale paradoksalnie także brak jednolitej formy samego dzieła. Sprawia to, że Zapiski spod wezgłowia można czytać fragmentami, wybierając szkice jedynie na interesujący nas temat. Utwór damy dworu cesarzowej Teishi – w przeciwieństwie do Genji monogatari – dokumentuje obraz świata widziany wyłącznie oczyma kobiety, który podlega jej bezpośredniej ocenie i krytyce. Dosadność wypowiedzi i opinii Sei Shōnagon dla jednych może być dowodem zarozumialstwa i próżności pisarki, dla drugich – jej autentyczności. Zachęcam do sięgnięcia po Zapiski spod wezgłowia – arcyciekawy, prywatny dokument literacki pewnej damy dworu, żyjącej i tworzącej tysiąc lat temu. Pomimo odległej nam czasowo i kulturowo rzeczywistości, dzieło do dzisiaj zaskakuje przenikliwością i trafnością niektórych spostrzeżeń.

Adam Bednarczyk

Katedra Orientalistyki, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu
E-mail: a_bed@umk.pl


Tytuł: Zapiski spod wezgłowia, czyli notatnik osobisty
Tytuł oryg.: Makura no sōshi (枕草子)
Autor: Sei Shōnagon
Tłumacz: Agnieszka Heuchert
Wydawca: Wydawnictwo Akademickie Dialog
Data wydania: 2013 r.
ISBN: 978-83-63778-18-7


[1] James Murdoch, A History of Japan, vol. I: From the origins to the arrival of the Portuguese in 1542 A.D., Asiatic Society of Japan, Yokohama 1903, s. 230. Przekład na język polski za: Ivan Morris, Świat Księcia Promienistego, przeł. Tadeusz Szafar, PIW, Warszawa 1973, s. 18.
[2] Julian A. Święcicki, Historia literatury chińskiej i japońskiej, Drukarnia A. T. Jezierskiego, Warszawa 1901, s. 345–346.
[3] Sei Shōnagon, Notatnik osobisty, [w:] Wiesław Kotański, Dziesięć tysięcy liści. Antologia literatury japońskiej, PWN, Warszawa 1961, s. 193–205.
[4] Sei Shōnagon, Makura no sōshi. Zeszyty spod poduszki, czyli notatnik osobisty pani Sei Shōnagon, [w:] Krystyna Wilkoszewska, Antologia japońska, t.1: Wymiary przestrzeni, Universitas, Kraków 2001, s. 15–20.
[5] Julian A. Święcicki, op. cit., s. 345. Z drugiej strony, jest wiele innych możliwości tłumaczenia tego tytułu, co implikuje wieloznaczność słowa makura (m.in. poduszka, wezgłowie, czas przed zaśnięciem i zaraz po przebudzeniu, ale też nagłówek, którym rozpoczynają się kolejne rozdziały); por. W. Kotański, op. cit., s. 176; A. Żuławska-Umeda, op. cit., s. 15.
[6] Mikołaj Melanowicz, Historia literatury japońskiej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011, s. 73.
[7] Donald Keene, Seeds in the Heart: Japanese Literature from Earliest Times to the Late Sixteenth Century, A History of Japanese Literature, vol. 1, Columbia University Press, New York 1999, s. 412.
[8] Murasaki Shikibu, Murasaki Shikibu nikki, red. Ikeda Kikan, Akiyama Ken, Iwanami Shoten, Tokio 2004, s. 73 (tłumaczenie – ab).
[9] Strona podana w nawiasie wskazuje w tym i każdym kolejnym przypadku odniesienie do recenzowanego przekładu.
[10] „pokój mieszkalny lub sala reprezentacyjna w dawnych rezydencjach, pałacach i zamkach”, cf. Słownik języka polskiego PWN, wersja online; https://sjp.pwn.pl/.
[11] „w starożytności i w średniowieczu: straż przyboczna panujących”; ibid.