Księga dziwów. Recenzja książki „Bestiariusz japoński. Yōkai” Witolda Vargasa
„Podstawowe rodzaje smoków. Smoki burzy. Smoki grozy. Smoki mroku. Gromogrzmot. Smok samotnik zamieszkujący morskie jaskinie i podwodne rowy. Niepokojony wytwarza potężną falę dźwiękową zdolną zatopić statek lub zabić dorosłego mężczyznę. Śmiertelnie niebezpieczne, zabijać bezwzględnie. Dzrzewokos. Ogromny gad z ostrymi jak brzytwa skrzydłami, który z łatwością ścina pnie drzew. Śmiertelnie niebezpieczne, zabijać bezwzględnie. Parzypluj. Opluwa ofiary wrzącą wodą. Śmiertelnie niebezpieczne… Skrzydłochlast. Nawet świeżo wyklute osobniki skutecznie plują kwasem. Gronkiel. Zębiróg Zamkogłowy. Wandersmok. Szepcząca śmierć. Spopiela ofiarę. Pożera ofiarę. Dusi ofiarę. Patroszy ofiarę od środka. Śmiertelnie niebezpieczne. Śmiertelnie niebezpieczne. Zabijać bezwzględnie. Zabijać bezwzględnie. Zabijać bezwzględnie… Nocna furia. Szybkość nieznana. Rozmiar nieznany. Przeklęty pomiot burzy plujący błyskawicami, które niosą śmierć. Pod żadnym pozorem nie atakować. Jedyna szansa to schować się i modlić się, aby cię nie znalazł.”
Każdy amator animacji spod szyldu studia Dreamworks skojarzy scenę gdy Czkawka, główny bohater Jak wytresować smoka, zapoznaje się z podręcznikiem, w którym opisano potwory od pokoleń nękające jego wioskę. Bogato ilustrowana księga wypełniona sugestywnymi rycinami stanowi kompendium plemiennej wiedzy o tym, co nadprzyrodzone i niebezpieczne. Zdaje się niemal, że za chwilę niektóre z opisanych stworów wyskoczą ze spłowiałych kart siejąc spustoszenie. W tym kontekście nie jest to pospolita zbieranina opowieści służąca do straszenia niesfornych dziatek wieczorową porą, lecz dydaktyczna literatura, która w odpowiedniej chwili ma nas ochronić od złego. Chociaż w średniowiecznej Europie bestiariusze były na tyle popularne, by stać się odrębnym gatunkiem literackim dziś pozostają jedynie skromnym elementem świata fikcji. Bestiariusz jest atrybutem między innymi bohaterów z amerykańskiego serialu Grimm, czy też mangi Księga przyjaciół Natsume (Natsume yūjinchō). Bestiaria nie są też obce fanom gier planszowych lub RPG osadzonych w realiach gatunku fantasy. Jednak „prawdziwe” bestiariusze straciły rację bytu w momencie, gdy nauka zepchnęła folklor i wierzenia ludowe na marginesy naszego codziennego życia. Jak to się zatem stało, że ni stąd ni zowąd na księgarniane półki trafił Bestiariusz japoński. Yōkai polskiego autorstwa? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy już we „Wstępie”, w którym Witold Vargas wspomina swoje kontakty z polskim fandomem i płynące z niego inspiracje. Jak widać na przykładzie autora, który do tej pory specjalizował się przede wszystkim w kulturze i wierzeniach Słowian, czasami wystarczy drobny impuls, by skłonić kogoś do ekscytującej podróży w nieznane, a taką jest niezaprzeczalnie barwny i fascynujący świat japońskich istot nadprzyrodzonych.
Bestiariusz… jest kolejną już publikacją o tej tematyce, która ukazała się w Polsce w ostatnich latach, więc siłą rzeczy nie uniknie porównań do poprzedników, a w szczególności do Yōkai. Tajemnicze stwory w kulturze japońskiej M.D. Fostera wydaną przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Chociaż omawiają to samo zagadnienie, jego realizacja w obu przypadkach jest zgoła inna. Podejście Fostera jest metodyczne, niemal akademickie – zadaje pytania; stawia tezy, które następnie stara się wyjaśnić; podaje tło historyczno-kulturowe; wprowadza kategoryzację. Innymi słowy stara się w możliwie pełny, a jednocześnie przystępny sposób wytłumaczyć czytelnikom czym właściwie są yōkai. Witold Vargas natomiast odwołuje się bezpośrednio do naszych zmysłów, a dokładnie zmysłu wzroku, gdyż jego Bestiariusz… to dokładnie sto dziewięć portretów wyselekcjonowanych istot. Prosty i przejrzysty układ oraz przystępna forma leksykonu bazującego na sferze wizualnej doskonale wypełnia lukę, którą pozostawił po sobie Foster. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że wszystkie ilustracje zawarte w tym tomie są autorskiego projektu Vargasa. Płynne linie, stonowane brązy, błękity oraz zielenie podkreślone czerwienią. Fantazyjne projekty istot – niektóre smętne, eteryczne, z charakterystyczną wydłużoną szyją lub kończynami inne zaś dynamiczne, z intensywnym spojrzeniem – wszystkie stylizowane na wzór malarstwa japońskiego, jakby były wprost wyjęte z drzeworytów. Gdyby porównać tę książkę z jego poprzednimi dziełami nie sposób byłoby powiedzieć, że wyszły spod tej samej ręki. Dowodzi to nie tylko kunsztu autora jako ilustratora, ale też profesjonalizmu z jakim podszedł do realizacji bestiariusza, ponieważ przyswojenie i dopracowanie zupełnie odmiennego od dotychczasowych stylu malarskiego wymaga niemałych nakładów pracy i czasu. Każdej ilustracji towarzyszy dodatkowo kaligrafia pędzla Juana Rivery, która dodatkowo podkreśla japońskość bestiariusza. Momentami trudno jest uwierzyć, że ta książka to produkt całkowicie polski, a nie przedruk od japońskiego wydawcy.
W kompendium znalazły się wizerunki zarówno popularnych istot takich, jak tanuki, kitsune, kappa czy tengu, jak i tych mniej znanych, m.in. buruburu (onomatopeiczne określenie dreszczy), obariyon (weź mnie na barana!) lub tenome (oczy na dłoniach). Porównując kompilację Vargasa z zestawieniem Fostera okazuje się, że obaj uwzględnili te same dwadzieścia siedem istot w swoich opracowaniach, co oznacza, że pozostałe osiemdziesiąt dwie będą dla czytelnika nowością. Na próżno jednak szukać klucza, którym posługiwał się autor Bestiariusza… dokonując selekcji. Przyjęta szeroka definicja terminu yōkai, jako dowolnego zjawiska o charakterze nadprzyrodzonym, sprawiła, że na liście znalazły się zarówno potwory i straszydła, jak i przyjazne bóstwa (np. bogini Amanozako, koma inu). Brak kategoryzacji szczególnie daje się we znaki, gdy poszukujemy na kartach konkretnej istoty, ponieważ Bestiariusz… pozbawiony jest chociażby uproszczonego indeksu, który ułatwiałby nawigację i pozwalał na ogólne rozeznanie w treści. Opisy towarzyszące ilustracjom yōkai są wprawdzie skromne i pozbawione tak dogłębnej analizy jak u Fostera, ale taki domyślnie był zamiar autora. Nie oznacza to jednak, że potraktowano ten aspekt po macoszemu. Wręcz przeciwnie, do współpracy jako konsultanta naukowego zaproszono Renatę Iwicką, japonistkę i znawczynię japońskiej demonologii.
Choć treść naszych książek nie jest wyssana z palca i ma rzetelne oparcie w materiałach etnograficznych, nie bawimy się w naukowców. Pozwalamy sobie na tę szczyptę luzu, której trzeba, żeby oglądanie i czytanie naszych książek było przyjemnością – i liczymy, że tym razem również tak będzie.
Tym, co odróżnia Bestiariusz… od poprzednich publikacji to element komparatystyczny. Vargas, korzystając ze swej rozległej wiedzy wskazuje, o ile to możliwe, które z japońskich stworów mają swoje odpowiedniki wśród słowiańskiej demonicznej braci. Dzięki temu czytelnik zyskuje podwójnie – nie tylko poznaje stworzenia magiczne z odległego kraju, ale też odświeża nieco już zapomniane relikty własnej, pradawnej kultury.
Bestiariusz japoński. Yōkai to bez wątpienia pozycja godna uwagi. Jest to lektura prosta oraz przyjemna dla oka, a przy tym niesie ze sobą sporo nowych i ciekawych treści. Zważywszy na fakt, że autor zilustrował ponad setkę istot to możemy śmiało uznać Bestiariusz… za polską wersję Hyakki-yakō (Nocna parada stu demonów).
Agata Czapkowska
Tytuł: Bestiariusz japoński. Yōkai
Autor: Witold Vargas
Wydawca: Bosz
Data wydania: wrzesień 2021 r.
ISBN: 978-83-7576-572-4