Pozory. Recenzja zbioru „Układ(a)ne” Aoko Matsudy

Za uśmiechniętą twarzą, stonowanymi gestami, schludnym ubiorem ukrywają się prawdziwe emocje i myśli, których nie chcesz wyrażać, bo i tak nikt nie będzie chciał zrozumieć. Bezpieczniej schować się za maską i obserwować ludzi w ich dążeniach do spełniania cudzych oczekiwań. Najtrudniej jest być sobą. Nie udawać, nie dostosowywać się, ale żyć tak, jak się tego pragnie. Tylko… czy nadal pamiętasz, czego naprawdę chcesz?

Japońska pisarka Aoko Matsuda konstruuje debiutancki zbiór opowiadań Układ(a)ne z siedmiu szkiców przetworzonej literacko rzeczywistości. To kolaż z kartoników, czyli kadrów świata, układanie i przekładanie elementów codzienności, co najlepiej widoczne jest w finalnym utworze o tytule „Pojemniki”. Narratorka układa wieżę z pudełek na żywność, w których znajdują się ludzie, zwierzęta i detale rzeczywistości, by następnie wszystko to skonsumować. Zupełnie jak pisarz pochłaniający realność, przetrawiający ją, a następnie układający przestrzeń, powołujący nowe konfiguracje świata. W takim kontekście warto przyjrzeć się utworom z Układ(a)ne, bo autorka gra z czytelnikiem, prowadzi go przez labirynty słów, schematów, stereotypów, za kulisy opowieści, do garderoby, w której każdy z aktorów rzeczywistości, czyli nas samych, zakłada maski i kostiumy codzienności. Matsuda obserwuje kobiety i ich społeczne zadania sprowadzane do ról żony, kochanki, matki, córki, uroczej i niewinnej dziewczyny, która zawsze jest uśmiechnięta, delikatna, czarująca w gestach i słowach. Inaczej mówiąc, kobieta nie ma prawa publicznie czuć się źle czy odrzucać namolnych mężczyzn. Podlega reifikacji – jest jak rzecz czy kwiat upiększający i umilający czas. W kontekście utworów z tego zbioru polskie tłumaczenie tytułu świetnie oddaje tezę o wychowaniu dziewcząt w duchu posłuszeństwa i dopasowywania się do męskich (społecznych) oczekiwań – układ, układne, układane.

A. Matsuda, Układ(a)ne, Tajfuny.

Tytułowe opowiadanie zbioru jest zapisem podsłuchanych myśli różnych pracowników dużej firmy. Autorka decyduje się na zastąpienie ich imion literami alfabetu z dodatkiem niektórych charakterystycznych końcówek nazwisk japońskich, na przykład: (A)ta, (D)yama, (B)no. Jednak czytelnik musi pozostać czujny, bo nawet w obrębie tych pozornie wyróżniających nazwisk nastąpi przemieszanie i niejedna postać będzie nazwana tak samo, chociaż jej historia okaże się odmienna. Nie ma bowiem znaczenia imię, nie chodzi o kreacje bohaterów, kształtowanie ich jednostkowości, tożsamości. Japońska pisarka ukazuje, że w zasadzie każdy z nas myśli podobnie, o ile nie tak samo, prawie każdy czuje się obco i nie potrafi czy nie chce dostosować się do wymagań społecznych. Jednocześnie jednak ukrywa przed innymi swoje spostrzeżenia, próbując na siłę dopasować się do narzuconego przez społeczeństwo schematu myślenia i działania, oficjalnie kieruje się wieloma kliszami, szablonami, chociaż w głębi buntuje się, odrzuca większość z nich. Egzemplifikacją może być jedna z bohaterek uznawana przez mężczyzn za uroczą, delikatną i słodką, a tak naprawdę próbująca za tą fasadą schować swoje poczucie wyobcowania i niechęci do mężczyzn, którzy chcą w niej widzieć jedynie stereotypową „idealną dziewczynę” z wachlarzem cech promowanych przez społeczność. Analogicznie mężczyzna prywatnie rozumiejący, że kobiety w biurze nie muszą się wdzięczyć i wpisywać w schemat istoty czarującej, nieodrzucającej awansów, jednakże przed kolegami udaje i razem z nimi powtarza, iż każda, która nie pozwala się zaprosić na randkę, musi być lesbijką, bo jakżeż to śmie odtrącić ich umizgi.

Utwory drugi, czwarty i szósty są swego rodzaju interludiami, przybierającymi formę sztuki teatralnej czy audycji radiowej w oparach absurdu. W treści zdają się symbolicznym teatrem, który każdy z nas urządza na co dzień. Prezeska organizacji dla kobiet i jej koleżanka walczą w celu obalenia „steku wodoodpornych kłamstw” – te słowa powtarzają jak mantrę, swoiste zaklęcie, które powinno uchronić dziewczęta przed wmawianiem im choćby tego, jak powinny wyglądać, jak muszą się zachowywać. Płomienne, feministyczne, ale też nierzadko groteskowe, zahaczające o absurdy rzeczywistości, pełne hiperbolizacji przemówienia dwóch przyjaciółek świetnie kontrastują z ich życiem prywatnym i obnażają słabość, jałowość oficjalnych sloganów w zderzeniu z praktyką. Ot, jedna z nich niejako zdradza ideały, o które toczą boje, i pod wpływem znajomości z mężczyzną zaczyna ubierać się i malować zgodnie ze stereotypowym wizerunkiem delikatnej, kruchej i uroczej młodej kobiety. Absurd i żartobliwy ton służą Matsudzie do przekazania treści być może dla wielu niewygodnej – każdy z nas przyczynia się do podtrzymywania i pielęgnowania stereotypów, bo wychowani w ich duchu tylko pozornie z nimi walczymy, ale w sytuacjach dla nas obcych, trudnych, uciekamy się do nich jako do czegoś znanego, oswojonego. W tę myśl dobrze wpisuje się opowieść o znamiennym tytule „Dziewczyna, która wkrótce bierze ślub”. Początkowo wydaje się, że narratorka chce odwiedzić swoją koleżankę z czasów dziecięcych, nazywaną teraz nie imieniem, ale frazą „dziewczyna, która wkrótce bierze ślub”. Tymczasem w utworze pojawia się więcej narratorek, które prowadzą czytelnika po meandrach kobiecych marzeń o przygotowaniach do ślubu – prawie każdy z nich zna „dziewczynę, która wkrótce bierze ślub”, i sama chciałaby stać się „dziewczyną, która wkrótce bierze ślub”. To pragnienie jest tak silne, odurzające, otoczone magią dzięki stereotypowemu myśleniu, że każda dziewczyna chce zostać panną młodą. Japońska pisarka jakby pytała, na ile to stereotyp, a na ile autentyczne marzenie kobiet. W zbiorze odnajdziemy również zdumiewający utwór „Sadzonki Margaret”, który odczytywany może być na kilka sposobów, w zależności od przyjętej optyki. Makiko, która niegdyś zmieniła swoje imię na światowe Margaret, nieustannie coś sadzi. Właściwie sadzi wszystko – począwszy od kwiatów, poprzez rozmaite rzeczy, skończywszy na emocjach i uczuciach. Szuka idealnej pracy, w której mogłaby być sama. I ją znajduje – odbiera od kurierów pudełka, w których są przesyłane elementy (rzeczy, wrażenia, uczucia) do posadzenia. Z biegiem czasu nie docierają do niej już piękne detale świata, lecz trwoga, rozpacz, zwątpienie. W oczekiwaniu jednak na powrót słonecznych, radosnych rzeczy, kontynuuje sadzenie. Trochę jak artystka, która przetwarza rzeczywistość – „sadzi” ją w sztuce. Tytułowe sadzonki mogą być emocjami zasianymi w dziełach i tym samym przekazywanymi odbiorcom. Jeśli spojrzeć na tę opowieść z innej perspektywy, to sadzonki przywodzą na myśl odrzuty rzeczywistości, elementy, uczucia, których każdy chce się pozbyć ze swojego życia, swego rodzaju śmieci przekazywane innej osobie do utylizacji czy neutralizacji.

Różne antidota na biurową rzeczywistość odnajdują dla siebie postacie z Układ(a)ne – albo przenoszą elementy powieści detektywistycznych w obręb codzienności i w myślach odtwarzają sceny z książki, by nie naruszyć maski spokoju i opanowania przed wścibskimi pytaniami innych, albo po uświadomieniu sobie, że nikt ich nie zrozumie i oni też nikogo nie zrozumieją, postanawiają uczyć się czytać między wierszami, obserwować i budować w głowie kolaż z możliwych i akceptowalnych odpowiedzi, czyli po prostu metodą prób i błędów usiłują odgadnąć cudze intencje i dopasować do nich swoje zachowanie. Literacka korporacja stworzona przez Matsudę zdaje się metaforą świata – w niej jak w soczewce skupiają się problemy współczesnego człowieka (tak naprawdę bez względu na płeć), polegające przede wszystkim na szczerym komunikowaniu swoich potrzeb, wyrażaniu w rozmowie z drugą osobą własnych myśli, autentyczności w zachowaniu, a nie graniu, udawaniu. Każdy jest uwikłany w role i oczekiwania społeczne, dlatego zakłada maski. Jednakże długotrwałe trwanie w przebraniu powoduje, że coraz rzadziej człowiek potrafi być sobą.

Układ(a)ne Aoko Matsudy to zabawna, groteskowa i przewrotna literacka szarada, w której w różnych formach i strukturach zrzucane są maski. Niezwykle elektryzująca, ożywiająca proza, tyleż wymykająca się schematom, ile z nimi nieustannie grająca, testująca ich pojemność i wytrzymałość. Japońska pisarka nie wydaje się eksperymentować, ona świadomie wybiera pudełka, układa i przekłada, tworząc korytarze, rozgałęzienia labiryntu, pokazując morze możliwości, kalejdoskopowość elementów rzeczywistości. Wystarczy wstrząsnąć kartonikiem, a obraz ulegnie odchyleniu, zmianie. Powstanie nowe przejście, kolejna opowieść, która nadpisze poprzednią – niczym w palimpseście. Pod wszystkimi warstwami, jak pod makijażem, kryją się autentyczne przeżycia. Ale czy nie zostały posadzone bardzo głęboko, tak głęboko, że o nich zapomnieliśmy?

Luiza Stachura


Tytuł: Układ(a)ne
Tytuł oryg.: Sutakkingu Kanō (スタッキング可能)
Autor: Aoko Matsuda
Tłumacz: Agata Bice
Wydawca: Tajfuny
Data wydania: kwiecień 2020 r.
ISBN: 978-83-955300-2-9