Zobaczyć muzykę. Recenzja książki „Pszczoły i grom w oddali” Riku Ondy

„Kiedy człowiek zostaje muzykiem, absorbuje przyjęte w środowisku przekonanie, że ukochana muzyka i muzyka wspaniała to dwie różne kwestie. W miarę jak przyzwyczaja się do traktowania muzyki jak zawodu czy produktu, coraz trudniej mu otwarcie przyznawać się do tego, jaką muzykę kocha, i z bólem uświadamia sobie, że jego występy dalekie są od tego, co sobie wymarzył. Im dłuższa jego kariera, tym wyższa poprzeczka, a równocześnie tym dalej od własnego ideału. W końcu izdebka w głębi duszy staje się sacrum, którego człowiek praktycznie nie otwiera i o którym zapomina”[1].

Każdego roku miliony uczniów na całym świecie rozpoczyna naukę w szkołach muzycznych. Motywowani pragnieniem spędzania każdej wolnej chwili z ukochanym instrumentem nie zdają sobie jeszcze sprawy, że to dopiero początek długiej i wyboistej drogi wypełnionej godzinami mozolnych ćwiczeń, co raz przeplatanych łzami szczęścia z udanego występu, a czasami goryczą porażki. Marzenie o koncercie doskonałym, gdy wszystkie dźwięki wybrzmią perfekcyjnie, a poruszona do głębi widownia nagrodzi artystę gromkimi brawami, zdaje się rekompensować wszystkie trudy. Jednak nie każdemu dana będzie taka przyszłość. W świecie muzyki klasycznej, spośród rzeszy utalentowanych adeptów, jedynie garstka nielicznych ma szansę osiągnąć zawodowy sukces.

R. Onda, Pszczoły i grom w oddali, WUJ.

W swojej powieści Riku Onda pozwala czytelnikom zajrzeć za kulisy świata profesjonalnych pianistów, których codziennością jest walka o akceptację, sławę i ten jeden moment muzycznej perfekcji. Nie jest to jednak sensacyjna historia oparta na intrygach i palącym uczuciu zazdrości, której można by się spodziewać po autorce kryminałów, lecz psychologiczna podróż po umysłach i doświadczeniach bohaterów. Rozbudowując fabułę wokół fikcyjnego konkursu pianistycznego pisarka sprytnie otworzyła sobie możliwość ujęcia tematu w szerokiej perspektywie, zamiast skupiać się wyłącznie na subiektywnym punkcie widzenia jednego protagonisty. Po jednej stronie barykady jest Saga Mieko, członkini paryskiego jury konkursowego, które jako pierwsze doświadczy talentu tajemniczego „księcia pszczół”. Z jej pomocą już w Preludium autorce udało się zawrzeć kwintesencję trudów życia zawodowego pianisty – niekończący się wyścig szczurów oraz presja by ciągle zwyciężać, by wciąż być na fali i opierać się napływowi kolejnych talentów; ogrom pracy i nakładów finansowych, które nie zawsze przekładają się na sukces zawodowy; czy podział klasowy związany ze statusem materialnym (posiadanie własnego fortepianu, prywatne lekcje) lub zapleczem edukacyjnym (cudowne dzieci a uczniowie prestiżowych konserwatoriów). Chociaż na początku Mieko uchodzi za sędzinę o liberalnym podejściu ceniącej oryginalne wykonania, to jednak występ „księcia” wywołuje w niej sprzeczne uczucia. W ten sposób autorka uwydatnia fakt, że ostateczne być albo nie być adeptów klasycznego fortepianu tylko po części zależy od ich talentu czy technicznych umiejętności. Los młodego muzyka uzależniony jest zasadniczo od subiektywnej opinii starszego kolegi lub koleżanki po fachu i nie chodzi tu jedynie o grę, lecz o takie niuanse jak dobór repertuaru, prezencja na scenie, ubiór czy posiadane rekomendacje.

Przeciwwagę dla postaci Mieko stanowi czwórka młodych uczestników konkursu, jednak Riku Onda zdecydowała się pogłębić portret psychologiczny tylko dwojga z nich. Dwudziestoletnia Eiden Aya, okrzyknięta niegdyś cudownym dzieckiem, powraca na scenę po latach przerwy spowodowanej emocjonalną blokadą po śmierci matki, która była też jej mentorką i menedżerką. Wprawdzie liczne występy przed publicznością nauczyły Ayę panować nad emocjami, jednak dla dziewczyny dopiero wkraczającej w okres dojrzewania utrata rodzica to niewyobrażalna tragedia. Z czasem śmierć matki staje się wygodną wymówką, by uniknąć występów publicznych. Bohaterka przestaje koncertować, ale nie porzuca muzyki, gdyż stanowi ona część jej duszy, słyszy ją choćby w kroplach deszczu uderzających o blaszany dach. Co pewien czas zasiada też do ukochanego fortepianu, ale wyłącznie po to, by dać upust nagromadzonym emocjom. Udział w konkursie zmusi ją do konfrontacji ze swoimi demonami – niską samooceną oraz samokrytycyzmem. Pomimo wsparcia przyjaciółki i nauczyciela fortepianu Aya wciąż czuje się zagubiona, a świadomość, że na powrót stanie się obiektem kąśliwych komentarzy i wygórowanych oczekiwań automatycznie uruchamia w niej odruch ucieczki. Odnalezienie w sobie nie tylko odwagi do stawienia czoła publiczności, ale przede wszystkim miłości do gry, okaże się prawdziwym wyzwaniem.

Pasji nie brakuje natomiast jednemu z najstarszych uczestników konkursu, dwudziestoośmioletniemu Takashimie Akashiemu. Mając na utrzymaniu żonę i malutkie dziecko jest to dla niego ostatnia szansa na wkroczenie do świata profesjonalnych pianistów. Świata, który jest źródłem jego licznych kompleksów. Jako, że pochodził z prostej rodziny w czasach szkolnych źle odnajdował się wśród rówieśników z bogatych domów i cudownych dzieci, którym wszystko przychodziło z łatwością. Brak swoistego egoizmu i niechęć do robienia zamieszania wokół własnej osoby, cechy często pożądane w relacjach społecznych, nie ułatwiły mu jednak kariery w kręgach artystycznych, gdzie silna osobowość jest niezbędna by wybić się i zostać zauważonym. Poprzez tego bohatera Riku Onda podejmuje dyskusję o tym, co właściwie czyni prawdziwego pianistę/ muzyka/ artystę. Czy o zdolnościach świadczy liczba dyplomów i trofeów wygranych w kolejnych konkursach czy może umiejętność poruszania ludzkich serc? „Czy na szacunek zasługują tylko ci, którzy nie robią nic poza muzyką? Czy muzyka zwykłych ludzi musi być gorsza od muzyki zawodowców?”[2] Chociaż Akashi zazwyczaj nie kwestionuje swojego stylu i wyczucia muzycznego, to jednak w konfrontacji z innymi pianistami budzi się w nim silna potrzeba akceptacji oraz poświadczenia swoich umiejętności. W chwilach zwątpienia postrzega się jako prostego grajka z filmu Nigdy w niedzielę, „który popada w przygnębienie i przestaje grać, bo czuje, że nie ma do tego kwalifikacji”, po tym jak przyjezdny profesor wytyka mu, że nie umie czytać nut i nie zna się na muzyce klasycznej. Z drugiej strony przecież „ptaki nie potrafią czytać z nut, a nie rezygnują z muzyki”[3]. Podczas dwóch tygodni konkursu zarówno Aya, jak i Akashi przechodzą zasadniczą przemianę wewnętrzną, która pozwala lepiej zrozumieć rozterki gnębiące artystów.

Co zaskakujące, autorka nie zdecydowała się na rozbudowanie portretu Kazamy Jina (zwanego też „księciem pszczół”), który, zdawałoby się, jest kluczową postacią w całej opowieści. Do samego końca pozostaje on tajemnicą, nie mamy też szczególnego wglądu w jego psychikę i przemyślenia. Riku Onda nadała mu natomiast rolę katalizatora napędzającego innych bohaterów. Nacisk położyła przede wszystkim na dynamikę relacji z Sagą Mieko i Eiden Ayą. W przypadku jurorki, w zderzeniu z talentem Jina zaczyna ona poddawać w wątpliwość swoje podejście do oceny muzyki klasycznej i staje przed alternatywą: docenić oryginalne wykonanie lub uznać je za profanację utrwalonych przez lata standardów. Pomimo, że żywi uznanie dla umiejętności technicznych chłopca, to jednak w myślach karci go za to, że w kwestii stylu gry nie jest wierną kopią swojego mistrza. W tym kontekście postać Kazamy Jina, choć fikcyjna, nieodzownie przywołuje na myśl osobę Vanessy Mae – cudownego dziecka skrzypiec, która będąc jeszcze nastolatką rzuciła wyzwanie swym mentorom i krytykom decydując się na wykonanie klasycznych utworów w aranżacjach electro pop i rock. W połączeniu ze swobodnym i seksownym wizerunkiem nieprzystającym artystce klasycznej budziła skrajne emocje – od zachwytu po oburzenie i pogardę. Nie zmienia to jednak faktu, że wprowadziła nową jakość i w pewnym sensie przesunęła granice tego, jak postrzegamy muzykę klasyczną. Oczywiście zarówno wśród jej rówieśników, jak i później, z pewnością było wielu utalentowanych skrzypków i skrzypaczek, którzy przewyższali ją pod względem technicznym, ale w ostatnich latach tylko Vanessie z powodzeniem udało się wyłamać ze skostniałych ram, czym zapisała się w świadomości ludzi na całym świecie. Należy pamiętać, że owe ramy narzucamy sobie sami na podstawie naszych subiektywnych odczuć odnośnie tego, co jest piękne, wzorcowe i godne naśladowania. Jednak niegdysiejsi wielcy artyści, których dziś stawiamy za wzór „klasyki”, stali się wielcy właśnie dlatego, że odrzucali kanony i tworzyli „po swojemu”; że mieli odwagę pójść o krok dalej niż tylko perfekcyjnie odtwarzać spopularyzowany standard. Co więcej, kurczowe trzymanie się odgórnie ustalonego repertuaru i interpretacji skutecznie ogranicza nie tylko muzyków, ale też słuchaczy.

Jednak kiedy spojrzeć na współczesnych zawodowych pianistów – chociaż to ich zawód, a może właśnie dlatego – wydaje się, że nie mają jakoś możliwości prezentować tego, co by chcieli. To, czego chce słuchać publiczność, nie zawsze pokrywa się z tym, co oni sami chcą grać. Przykładowo „zwykli słuchacze stronią od tak zwanej muzyki współczesnej. Wiele słyszy się o usilnych prośbach organizatorów koncertów, by nie włączać jej do programu, a wybierać raczej popularne utwory Chopina czy Beethovena (…). Tendencja taka umacnia się z czasem, gdy ktoś staje się coraz bardziej popularny i zyskuje szersze grono wielbicieli. Wówczas, by sprzedać więcej biletów i zapełnić wielkie sale koncertowe, musi grać przede wszystkim utwory, których chce słuchać wielu. (…) [Masaru] Od dawna uważał za niebywałe, że choć wielu pianistów posiadało niesamowitą technikę, nikt z tego grona wirtuozów nie komponował i nie grał własnych utworów. (…) Czar rzucony przez poprzedników jest potężny, a poprzeczka ustawiona wysoko[4].

W przypadku Ayi interakcja z Kazamą Jinem podziała niczym katharsis. Jego swobodne wykonania i niezwykłe wyczucie muzyczne otworzyły jej oczy na nowe możliwości oraz przywróciły radość z gry na fortepianie. Dzięki niemu udało się jej zburzyć emocjonalny mur, który budowała przez lata od śmierci matki. W tym jednym przypadku Jinowi udaje się osiągnąć cel wyznaczony mu przez mistrza.

Autorka niewątpliwie pięknie pisze o muzyce, a jej bohaterowie wręcz kipią uduchowioną muzykalnością. Robi to jednak z pozycji słuchacza co sprawia, że jej opisy charakteryzuje raczej poetyckość, a nie pianistyczny żargon.

W jego muzyce były słodycz i jasność, ale kryły się w niej także półcienie i pewna złożoność. Łączy w niej swobodne echa tradycji europejskiej, blaski i cienie świata latynoskiego, orientalną poetyckość i amerykańską szczerość. Z każdym utworem, ze zmianą perspektywy ukazywał swoją wielowymiarowość. Była w tym wszystkim tajemnicza siła, która budziła w słuchaczu pragnienie usłyszenia kolejnej kompozycji[5].

Każdy muzyczny epizod to pełne emocjonalnych uniesień doświadczenie przywołujące obrazy natury i wspomnienia. Biorąc jednak pod uwagę, że stanowią one lwią część powieści, w której warstwa fabularna prezentuje się dość skromnie, nie sposób uniknąć odczucia monotonii i znużenia. Podobnie jak w przypadku występu jednej z uczestniczek przyrównanego do meczu dwóch znakomitych siatkarzy, z których żaden nie jest jednak w stanie uzyskać przewagi, tak i tutaj brakuje ścięcia, czyli punktu kulminacyjnego. Nie zmienia to faktu, że w prozie Riku Ondy odnajdujemy odmalowany obraz świata, z którym jesteśmy w stanie się utożsamić, co sprawia, że lektura jest niesamowicie wciągająca, a jednocześnie skłania do refleksji.

Agata Czapkowska


Tytuł: Pszczoły i grom w oddali
Tytuł oryg.: Mitsubachi to enrai (蜜蜂と遠雷)
Autor: Riku Onda
Tłumacz: Katarzyna Sonnenberg-Musiał
Wydawca: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Data wydania: marzec 2020 r.
ISBN: 9788323347903


[1] Riku Onda, Pszczoły i grom w oddali, s. 160.
[2] Ibidem, s. 54.
[3] Ibidem, s. 59.
[4] Ibidem, s. 314-316.
[5] Ibidem, s. 136.