„Piercing”, czyli psychologiczne matrioszki Murakamiego Ryū – recenzja książki

Opowieści Ryū Murakamiego opatrzone są zazwyczaj etykietką „thriller psychologiczny”, bo krew się leje, bohaterowie robią (często sobie nawzajem) krzywdę, a wszystko to dzieje się na tle głębokich urazów psychicznych. Można by zbyć temat, tłumacząc, że to mieszanka gwarantująca popularność i wysoką sprzedaż i zrzucić winę na odbiorcę, że to przecież tego oczekuje. Jednak okazuje się, że w książkach (tego) Murakamiego czai się mroczna prawda o nas i świecie, w jakim żyjemy. Piercing, choć wydany w Japonii w 1994 roku, na polskim rynku wydawniczym pojawił się dopiero teraz. Dlaczego tak późno? Może dlatego, że czytanie tej książki boli, męczy i wycieńcza psychicznie.

Tłem historii jest Japonia w 1994 roku – wciąż szczycąca się rozwojem ekonomicznym, ale stojąca już niczym samobójca na krawędzi kryzysu. Ta Japonia, która sama uwierzyła w stworzony przez siebie mit idealnego społeczeństwa; ojców ciężko pracujących dla dobra firmy systemie zatrudnienia na całe życie (shūshinkoyōseido); idealnych żon i matek (ryōsaikenbo) dbających o ognisko domowe oraz dobrostan swych pociech i oczywiście tych dzieci – grzecznych i harujących po szkole na dodatkowych zajęciach wieczorowych (juku) dla dobra kolejnych dekad gospodarki. Ten wyimaginowany obraz był przez długie lata serwowany ludziom za pomocą różnych środków medialnych. Murakami zdziera ten idealnie wypielęgnowany społeczny naskórek i pokazuje żywą tkankę społeczną. Okazuje się, że toczona rakiem, krwawi i gnije. W Piercingu na początek otwiera kolejne ludzkie matrioszki, choć może raczej powinno się je nazwać puszkami – na podobieństwo puszki Pandory. Pokazuje tabu społeczne: matki bijące dzieci, ojców molestujący córki, zdemoralizowane dzieci lądujące w domu dziecka, żony z historiami prób samobójczych oraz mężów z rejestrem przemocy i autoprzemocy. To mocne wyjście do opowieści o przeciętnym, choć premiowanym japońskim grafiku pracującym w mniejszej lub większej firmie. Poznajemy go nocną porą, kiedy stoi nad łóżeczkiem swojej maleńkiej córki ze szpikulcem do lodu… Szpikulec do lodu to obrzydliwie słaba kalka z Nagiego instynktu, ale ta kalka ma w powieści wartość kluczową, choć autor wyjaśnia to dopiero z czasem.

R. Murakami, Piercing, Tajfuny.

Historia Masayukiego Kawashimy to antyteza poprawnego społecznie życia w cieple rodzinnym pachnącym świeżym chlebem i dziecięcymi ciuszkami. Już od pierwszej sceny, w której bohater obserwuje, jak w łóżeczku „spało małe stworzenie”,[1] wiemy, że Masayuki nie nadaje się na ojca, ale też że nie jest wariatem – nie kieruje nim choroba – bo świadomie kontroluje swoje działanie: „Postanowiłeś przecież, że pod żadnym pozorem nie dźgniesz Yōko ani dziecka, więc nie ma powodu do obaw”.[2] W kolejnych odsłonach, otwierając kolejne matrioszki, z których zbudowany jest główny bohater dowiadujemy się, że Masayuki ma „lęki nocne”, gdyż w dzieciństwie był ofiarą przemocy ze strony matki, a dwa lata z jego życia zabrał mu dom dziecka. Nie do końca wiadomo, jakie były realne powody znęcania się nad nim przez matką, jednak bohater daje niejasne sygnały, że wina mogła leżeć po obu stronach – nie raz stwierdza, że stawiał się, oczekując reakcji ze strony matki. Sięgał po pewnego rodzaju prowokację, by wymusić okazywanie miłości. Stając tak noc w noc nad śpiącym niemowlęciem testuje sam siebie: „Miałem rację, wszystko w porządku, nie dźgnę tego dziecka […]”.[3] I zanim czytelnik zacznie się dogłębnie zastanawiać, dlaczego bohater miałby wbić ów szpikulec w ciałko dziecka, dowiadujemy się, że wieku dziewiętnastu lat dźgnął takim właśnie narzędziem swoją podstarzałą kochankę.

Żonę poznał w galerii na Ginzie i od tego czasu jego życie płynęło łagodnym i typowym, choć nieco wysublimowanym rytmem. Po ślubie „wiele rzadziej myślał, że jest kimś odpychającym”.[4] Żona i mąż są do siebie podobni, ale nie potrafią się porozumieć. Yōko ma za sobą próbę samobójczą, o której powiedziała Masayukiemu przed ślubem. O czym Masayuki nie rozmawia przed ślubem? Właśnie o takich doświadczeniach, jak dźganie partnerki szpikulcem do lodu… Sam przed sobą tłumaczy się: „Ukrywałem przed nią pewne rzeczy w ciągu tych sześciu lat od naszego pierwszego spotkania aż do teraz, ale nigdy jej nie okłamałem”.[5] O swoich przypadłościach myśli: „To zwykła nerwica”. Kolejna laleczka i kolejna warstwa bohatera – „Czasem tak miał…”, „Nic nie czuję”, „To nie ja”, i świadomość „rozdwojenia” nie odstępuje Masayukiego na krok. Wymyśla sposób na pozbycie się strachu, że zrobi krzywdę dziecku, planując zabójstwo kobiety, a raczej prostytutki, bo na tony mizoginiczne pojawiające się w jego głowie nie da się przymknąć oka. Ma świadomość, że składa się z dwóch „ja” – ale też uważa, że oba są prawdziwe. Uważny czytelnik dostrzeże jednak, że to wymówka i pretekst do czynienia zła. Pomysł morderstwa daje mu chęć do życia i świadomego tym razem kreowania nowych „ja”… Ustala plan i skupia się na przygotowaniu notatek – projektuje zło. Jest to misternie zaplanowana przemoc. Okrutna i zupełnie pozbawiona sensu. A notując zapomina od czego chce uciec i planuje rolę. Tworzy swoje kolejne „ja”. Staje się „artystą”, ale mało kreatywnym, naśladującym cudze pomysły, a szczegółowość planu ma zamaskować fakt, że jest efekciarzem.

W układzie drastycznego yin i yang na potrzeby tej powieści Murakami stworzył niemniej skomplikowaną żeńską postać. Chiaki Sanada (dla klientów znana jako Aya) to młoda, atrakcyjna kobieta uzależniona zarówno od dragów, jak i od seksu. Jest ona – co nie powinno zaskakiwać –  kompletnym przeciwieństwem idei japońskiej niewiasty (yamato nadeshiko) – delikatnej i powabnej jak japoński goździk. Egzystuje na cienkiej granicy pomiędzy pracą zawodową, jaką jest prostytucja, a chwilami braku świadomości po odurzeniu halcionem. Do tego w chwilach strachu tnie się. I w pewnym punkcie opowieści Murakamiego mężczyzna, który w dzieciństwie był bity przez matkę, dwa lata spędził w sierocińcu, sztachał się rozpuszczalnikiem, miał za sobą związek ze starszą o dziewiętnaście lat kobietą, z którą był, bo była wredna i nikt jej nie mógł pokochać, z czego wnioskował, że „[…] skoro tak, to na pewno mnie nie zostawi”,[6] który kierował się specyficzną logiką: „Jest wściekła, ale mnie nie bije, więc sam muszę się ukarać. Inaczej pójdzie gdzieś indziej – z tą myślą włożył prawa dłoń do wody gotującej się na piecyku”[7], działający w trybie: odurzanie – samokaranie – zemsta i przyjmujący fakt, że autorytety naukowe przyklejają mu łatkę patologii i zboczeńca, do czego sam się przyznaje („Jestem ich przedstawicielem”) i obiecuje zemstę („Zabiję ich wszystkich”), spotyka kobietę, która w dzieciństwie była molestowana przez ojca, wiecznie miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy z boku, postanawiała sobie sama zmienić charakter i decydować, co i kiedy boli: „Móc samemu wybierać sobie ból – to trochę straszne, ale wspaniałe”[8], która przekłuwa sobie sutek, bo „piercing wymaga odwagi”[9] i żyje na huśtawce nerwic „Tego cyklu niepokoju, który zaczynał się w momencie, gdy zdawała sobie sprawę, że wszystkie złe rzeczy wokół niej dzieją się z jej winy”.[10] Murakami opisuje frenetyczną interakcję pomiędzy nimi, coś na podobieństwa tango mortale – co przekształca się w rodzaj chorego związku, w którym oboje nie mogą się porozumieć. To relacja, w której dominuje obawa przed drugą osobą, roi się od kłamstw i podejrzeń. Zamiast empatycznej interakcji, za którą mogłyby stać jednoczące traumatyczne doświadczenia, oboje neurotycznie skupiają się na sobie samych, nawet nie podejrzewając, ani nawet nie próbując się domyślić, co tkwi w głębi drugiej osoby, a co za tym idzie wykazują kompletny brak zrozumienia cudzych intencji. Ta relacja to ciągłe krążenie i skupiania się na jednostronnym interpretowaniu rzeczywistości i różnych prawdach:

O, proszę. Czyli jednak bogacz w przebraniu – pomyślała Chiaki Sanada

Czyli jednak czytała moje notatki – pomyślał Masayuki Kawashima.[11]

Kobieta widzi poświęcenie i uwagę skierowaną na nią i myśli, że znalazła tego jedynego. A on zastanawia się tylko, czy przeczytała jego tajne notatki i kiedy ją zabić… Czyli związek „pasujących” do siebie ludzi, który mógłby się skończyć umownym happy endem, ale w perspektywie przefiltrowanej popkulturową neurozą w stylu Hitchcocka, Lyncha, Kinga czy w końcu kultowego niegdyś Nagiego instynktu.

Murakami w jednej niedużej powieści zapragnął zawrzeć dużo treści. Chciał poruszyć zarówno tabu społeczne, jak i dostarczyć czytelnikowi pikantnej i krwawej rozrywki, jednocześnie oddając koloryt ówczesnej Japonii i naświetlając kłamstwa, na jakich została zbudowana. Jego bohaterowie miejscami wydają się zwyczajni, a ich działania trywialne. A jednocześnie mało znaczące, ale przerażające i generujące zło. Autor obnaża swoich bohaterów, akcentując fakt, że zło nie jest incydentalne, ale jest przekazywane w DNA (zarówno w pojęciu biologicznym, jak i społecznym): „Twoja matka też odegrała pewną rolę specjalnie po to, byś mógł się ujawnić, pokazać światu swoje prawdziwe oblicze”.[12] Czytelnika może uderzyć hiperrealistyczne wrażenie nadmiaru i skłębienia traumatycznych wątków, tabu, neuroz, objawów psychosomatycznych czy patologii społecznych, ale Murakami nie wyciągnął ich z kapelusza. Ten chaos mentalny istnieje w realu. I to właśnie jest moc tej książki –  nie można jej przeczytać z lekkim sercem i tylko dla rozrywki. I choć po lekturze pragniemy mieć nadzieję, że to tylko thriller, a nie prawdziwe życie, Murakami chce nas zmusić, byśmy zajrzeli do naszych wewnętrznych szuflad i sprawdzili, czy przypadkiem nie ma tam szpikulca do lodu…

Monika Szyszka


P.S.
Tajfuny, jak zawsze, zadbały o piękny wymiar książki, a przekład Dariusza Latosia, jak zawsze, czyta się płynnie i z przyjemnością, co w efekcie może wzmacniać nieco perwersyjne doznanie przyjemności po bólu, jaki serwuje nam autor powieści.


Tytuł: Piercing
Tytuł oryg.: Piasshingu (ピアッシング)
Autor: Ryū Murakami
Tłumacz: Dariusz Latoś
Wydawca: Tajfuny
Data wydania: wrzesień 2021 r.
ISBN: 9788395921629


[1]    s. 7
[2]    s. 9
[3]    s. 10
[4]    s. 16
[5]    s. 29
[6]    s. 23
[7]    s. 24
[8]    s. 52
[9]    s. 52
[10]  s. 53
[11]  s. 89
[12]  s. 102